czwartek, 6 marca 2014

"Prawie siostry" Maria Ulatowska

Po ukończeniu liceum Leksi, Teo i Luśka, czyli Aleksandra, Teodora i Jolanta, trzy przyjaciółki z tej samej klasy, postanowiły, że bez względu na to, jak potoczą się ich losy, będą się spotykały co pięć lat w umówionym miejscu, zawsze tego samego dnia. Każda opowie wtedy, co się wydarzyło przez ten czas w jej życiu. A dzieje się wiele, jak to w życiu. Pojawia się pewien mężczyzna, jest więc miłość, odrzucenie, tęsknota, ból po stracie najbliższej osoby, zdrada, wybaczenie… Ale czyż z tym wszystkim nie poradzi sobie prawdziwa przyjaźń? Ta największa, trwająca przez lata…
To ma być tylko nasz dzień. Wrzesień, bo po wszystkich wakacjach i urlopach, a piąty, bo… no bo piąty i już!
- Tak jest, szefowo. – Jolanta stanęła na baczność. – Piąty i już. Zapamiętamy, bo przecież co pięć lat. A może powinnyśmy się spotykać piątego maja? – zapytała i zaraz sama odpowiedziała: – Nie, wrzesień lepszy, masz rację, po urlopach… – rozmarzyła się – bo my już będziemy kobietami pracującymi.

Osadzona w trzech planach czasowych opowieść o wielkiej próbie lojalności, wierności i pamięci; o wartościach, dla których czas jest najtrudniejszym sprawdzianem.

W tle – Bydgoszcz i Gdynia oraz pewne schronisko dla zwierząt i kilka futrzastych czworonogów.


"Prawie siostry" to najnowsza książka jednej z moich ulubionych autorek. Sporo osób zarzuca autorce, że jej książki są zbyt słodkie, ale ta akurat nie, sporo w niej problemów, nie wszyscy bohaterowie są pozytywni. To książka o przyjaźni, która przetrwała trudne chwile, o miłości, która powróciła po prawie 50 latach, o szczęściu na które nigdy nie jest za późno. Przewijają się tu bohaterowie, którzy pojawiali się w "Sosnowym dziedzictwie" i "Domku nad morzem". Szczęśliwie (dla lektury) jestem chora, więc leżąc w łóżku mogłam książkę "połknąć" w ciągu jednego dnia, bez odkładania, przy lekturze oczywiście nie obyło się bez kilku łez. Książkę przeczytałam i uczuciem które dominuje po jej lekturze jest ....  zazdrość! Bo ja też chciałabym mieć takie przyjaciółki na które zawsze mogłabym liczyć, które pomogą przy problemach, "ustawią do pionu" kiedy zabraknie sił, będą bliższe niż rodzina, niż prawdziwe rodzeństwo. Czy taka przyjaźń jest możliwa w prawdziwym życiu? Ja nie miałam tyle szczęścia, ale mam nadzieję, że tak! Czy są takie kierowniczki schronisk dla zwierząt które naprawdę kochają swoich podopiecznych (i w domu też posiadają spore stadko futrzaków), dbają o to aby dbać o zaspokojenie ich potrzeb, starają się znaleźć dla nich dom? Chciałoby się wierzyć, że gdzieś naprawdę istnieje taka Cioteczka Weronika, kochająca ludzi i zwierzęta, chciałoby się ją mieć wśród bliskich!
W książce pojawia się  sporo bohaterów, różne okresy czasowe - począwszy od matury w 1966, a skończywszy na roku 2013. Początkowo trudno mi było ogarnąć kto, kiedy i skąd, musiałam cofać się o kilka kartek (a czytałam na czytniku, więc było to trochę bardziej skomplikowane niż przy książce papierowej), dopiero później wszystko zaczęło się wyjaśniać i rozplątywać. Generalnie książka bardzo mi się podobała, polecam wszystkim którzy lubią takie klimaty, ja lubię książki które dobrze się kończą. Może w życiu nie zawsze jest różowo, ale dobrze jest pomyśleć, że póki życia póty nadziei i może będzie szansa zmienić coś w życiu, naprawić popełnione błędy.